Zamiast siedzieć przed telewizorem… strzelają

20190714_104253W niedzielny poranek nie zastaniecie Marii i Henryka Dratwów siedzących z pilotem na kanapie.  W scenerii Fortu VI w Poznaniu, ubrani w mundury moro, czekają na rozpoczęcie zawodów strzeleckich.
Jeszcze tylko pani Maria dokończy rejestrację wszystkich zawodników, wszyscy wysłuchają instrukcji bezpieczeństwa, nastąpi podział na drużyny i można zaczynać.

Startują zawodnicy w różnych kategoriach wiekowych, nie tylko z Poznania, ale też z innych miejscowości głównie zachodniej Polski.
– Na zawodach spotykamy się średnio raz w miesiącu w ramach Ligi Letniej i Zimowej Wielkopolskiej Sekcji Strzelectwa Terenowego Strzelec – tłumaczy pani Maria.

Trochę historii

WSST Strzelec to działającą od 2013 r. sekcja Klubu Sportowego Leśnik, którego historia sięga 1937 r.
Klub powstał przy Zarządzie Lasów Państwowych w Poznaniu, a założyła go grupa zapaleńców wśród których był Bernard Twardowski i Edmund Brzuska pracownicy OZLP. Powołano wówczas do życia sekcję łuczniczą, strzelecką i szachową. Wojna przerwała jednak działalność wszelkich organizacji sportowych. Tak było i z Leśnikiem. W 1947 roku reaktywowano działalność sportową klubu.
Wielkopolska Sekcja Strzelectwa Terenowego Strzelec to grupa pasjonatów strzelania z wszelkiej maści karabinków i pistoletów pneumatycznych (wiatrówek). Działa też sekcja łuczników.
– W większości strzelamy rekreacyjnie, ale od czasu do czasu organizowane są małe zawody w pneumatycznym strzelectwie terenowym. Z wiatrówek można strzelać praktycznie wszędzie zachowując rozsądek i zasady bezpieczeństwa, takie same jak przy obchodzeniu się z bronią palną – tłumaczy Mirosław Maciejewicz, uczestnik niedzielnych zawodów, który przyjechał ze Szczecina. – Wiatrówki strzelające śrutem nie są bronią z punktu widzenia prawa, więc nie trzeba mieć na nie pozwolenia.

Zaczęło się od kwiatka

Państwo Dratwowie strzelectwem zajęli się 7 lat temu. Dlaczego nie uprawianiem ogródka? – pytam przekornie.
– Mąż już wcześnej zajmował  się strzelaniem rekreacyjnie, to go zapisałam do sekcji – przyznaje pani Maria. – Potem zaczęli mnie zachęcać i się wciągnęłam. Strzelałam nad Wartą, ale stwierdziłam, że to bez sensu. Jeśli mam trenować, to muszę mieć cel. Postawili mi więc kwiatek na patyku i tak ćwiczyłam celność, ale po pewnym czasie mi się znudziło i przyszedł czas na start w zawodach.
Pan Henryk właśnie oddał swoje strzały i ma chwilę, żeby do niego zagadać. Pytam o jego pasję.
– Zdecydowanie lepiej postrzelać i spędzić czas w gronie pasjonatów, niż siedzieć w oknie i zastanawiać się, co sąsiad niesie w siatce na zakupy. Taka bierność, to nie dla mnie.
Twarda sztuka

Na poszczególnych stanowiskach strzały należy oddawać w różnych pozycjach: leżącej, klęczącej, stojącej. Cele oddalone są o dziesiątki metrów – małe metalowe tabliczki w różnych kształtach.
Pani Maria kładzie się na ziemi, za chwilę przesuwa się w bok, by lepiej ułożyć się do strzału.
– Zapomniałam poduszki, boli mnie jak leżę na brzuchu, bo miesiąc temu miałam operację – tłumaczy, a jednocześnie skupia całą uwagę, by oddać celny strzał do metalowego wróbla.
To nie pierwsza jej operacja. Dwa razy walczyła z rakiem, przeszła operacje i nie dała się chorobie.
W męskim sporcie nie zatraciła też kobiecości. Z mundurem w plamy moro kontrastują chabrowe kolczyki, a spod spodu wystaje elegancja granatowa bluzka w białe groszki.
– Jak widać w tym sporcie przeważają mężczyźni – dodaje. – W naszej sekcji oprócz mnie, jest jeszcze jedna kobieta. Wie pani, my tu nie tylko strzelamy i rywalizujemy. My tu możemy zrelaksować się i  pogadać, wyrzucić z siebie problemy, znaleźć wsparcie. Bo o to właściwie w tym wszystkim chodzi.
Anna Dolska

20190714_102523

Fot. A. Dolska
20190714_104235dratwadratwa1drsatwa3