Ogień zabrał im marzenia o domu…

pożar PiłaMaria i Marian Szałowińscy, pilanie, od niemal pół wieku mieszkali w budynku, który powoli przystosowywali do swojej starości. Modernizowali go, by był wygodny, gdy jedno lub drugie stanie się mniej sprawne. Zaledwie kilka tygodni temu pożar strawił wszystko co mieli.

Dom z ręcznie wyrabianej cegły z końca XIX wieku na początku ulicy Fabrycznej w Pile. Właściwie to domek. Tuż przy samych torach kolejowych. Parze emerytowanych pracowników kolei nie przeszkadzały pociągi. Maria Szałowińska odliczała według nich czas jak była w ogródku. A w ich ogrodzie było jak u „Ani z Zielonego Wzgórza”. Drzewa miały swoje historie, swoje imiona. Sami stworzyli ten ogród. Ten domek. Maria żartuje, że mieszkali tak jak w tytule tego filmu. U Pana Boga w ogródku.

Kiedy się wprowadzali był tylko kran. Przez prawie pół wieku, bo mieszkali w nim 48 lat, wypełnili go nie tylko meblami, także wspomnieniami. Przeżyli tam najlepsze lata swojego życia. Byli w nim szczęśliwi. Byli u siebie, choć nigdy nie byli właścicielami. Nie to, że nie chcieli, to PKP zmieniało zdanie. Nie miało to dla nich aż tak wielkiego znaczenia. Własność czy nie, to był ich dom. Miał być na całe życie.

To dlatego latami odkładali z emerytury na jego remont. Nie mogli odłożyć za dużo. Musieli poprosić syna, żeby wziął pożyczkę. Przy kapitalnym remoncie domku pomogło także PKP. Wyrzucili stary piec kaflowy i wstawili piec centralnego ogrzewania. Wymienili instalacje, wymienili podłogi. W łazience pod prysznicem zamontowali poręcze, a przed drzwiami podjazd na wózek. Nie mieli złudzeń. Maria ma 77 lat. Marian 80. Oboje są po udarach. Mają świadomość, że lata, które przyjdą, będą najtrudniejsze. Chcieli się do nich dobrze przygotować.

Nie byli jednak w stanie przygotować się na to, co wydarzyło się w piątek, 23 lutego. Dzień wcześniej Maria trafiła na oddział kardiologiczny. Dwa razy straciła przytomność. Wystraszyła Mariana. Teraz myślą, że to może lepiej, że była tamtego poranka w szpitalu. Z Marianem był ich wnuk, który wpadał im pomagać. Czasem zostawał na noc. Spał na poddaszu. To Maria obudziła go rano telefonem i poprosiła, żeby zszedł na dół, do Mariana. Siedzieli już na dole w kuchni przy stole kiedy zauważyli dym. Maria cieszy się, że uratowała wnuka, bo przecież gdyby nie jej telefon, mógłby już zostać na poddaszu. Tamtego dnia lekarz prowadzący kazał jej podać leki uspokajające. Nie wiedziała dlaczego. Usłyszała to dopiero od wnuczki: Wszystko spalone. Wszyscy żyją. 

Pamiętam jak mówiłam do Mariana „Kochanie, żebyśmy jeszcze tak z pięć lat razem pożyli”. Mieliśmy wyremontowane mieszkanie, a to było nasze ostatnie marzenie. Bóg dał, anieli wzięli.

Pożar zabrał im  niemal wszystko, bo to, czego nie zabrał, zniszczyła woda. Nie było nawet jak ratować, bo w pokoju zawalił się strop. Marian wyszedł z mieszkania w pidżamie. Chciał wrócić po kurtkę. Nie zdążył.

Widziałem w życiu płonącą Warszawę, widziałem jak płonęły inne domy, ale kiedy płonie twój dom to jest najgorsze – mówi Marian Szałowiński. 

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Pile znalazł dla nich mieszkanie zastępcze w centrum Piły przy ulicy Spacerowej. Zajmują tam niewielki pokoik. Zmieścił się mały stół, dwa krzesła, dwa tapczany, szafka. To tymczasowy adres. Czekają na ten prawdziwy. Na swój kąt. Na Fabryczną nie ma już powrotu. Budynek po pożarze nadaje się wyłącznie do rozbiórki. PKP zapewnia, że znajdzie im inne mieszkanie. Jeżeli nie PKP, to zrobi to prezydent Piły Piotr Głowski, co zresztą im obiecał.

Jak będziemy mieli wreszcie swój kąt, to już sobie poradzimy – nie ma wątpliwości Maria Szałowińska. 

Bez pomocy może to być jednak ponad ich siły. Szałowińscy całe życie żyli skromnie. Nigdy nie prosili o pomoc. Gdy się wprowadzą do nowego mieszkania, będzie to puste mieszkanie. Nie mają przecież żadnych mebli, żadnego sprzętu. Z niewielu ponad 1200 złotych emerytury Maria wydaje 900 złotych na leki. Z emerytury Mariana też zostają grosze. Nie wyjadą przecież na Zachód zarobić na nową szafę czy telewizor. Zostaną tutaj.

 

Datki na rzecz pogorzelców z Fabrycznej można wpłacać na konto stowarzyszenia Pro Senior: nr konta 79 8951 0009 4200 1951 2000 0030 z dopiskiem “dla Państwa Szałowińskich”. 

Autor tekstu i zdjęcia: Agnieszka Świderska