W obliczu spraw ostatecznych. Epilog

Znajomi pytali, co mam na myśli mówiąc o ‘zwrotach akcji’ w sprawie mojego taty. Tłumaczyłam, że nie nadążam za tym, co się dzieje. Niby nic się nie działo – tata był nieprzytomny, pod respiratorem, jednak każde odwiedziny w szpitalu przynosiły zaskakujące nowości.
W miniony piątek rozmawiałam z kierownikiem oddziału. Pani doktor powiedziała, że jest dla taty miejsce w ośrodku opiekuńczym. Byłam zaskoczona, ponieważ nikt z ośrodka mnie nie poinformował, a obiecywano. Okazało się, że przywieziono już stamtąd respirator dla taty, by go przyzwyczaić do nowego urządzenia. Jednak pani kierownik stwierdziła, że stan taty z dnia na dzień pogarsza się i nie widzi szans na to, by go gdzieś transportować. Odetchnęłam z ulgą.
W sobotę, ku naszemu zaskoczeniu, tata był wentylowany nowym respiratorem.
W niedzielę odreagowywał tę zmianę, wyglądał naprawdę źle. Na tyle, że pożegnałam się z nim, sądziłam, że to ostatni raz, gdy się widzimy. Lekarz dyżurny powiedział, że nie widzi szans na transport do ośrodka, tata powoli odchodzi.
W poniedziałek pani kierownik poinformowała nas, że tata jest szykowany do wyjazdu. Moja mama poszarzała na twarzy… Pani kierownik uwagę mamy o nieetycznym zachowaniu jakoś puściła mimo uszu. Usłyszałyśmy, że tata pojedzie jutro, pojutrze, trzeba zorganizować transport, a to nie jest takie proste. Zostaniemy poinformowane, gdy zapadnie decyzja.
We wtorek rano mama otrzymała telefon od pani kierownik, że tata jest już w ośrodku. Bez komentarza.
Pojechałyśmy do ośrodka, najpierw wstępne formalności, później odwiedziny u taty, który jak się okazało jest w tak dobrej formie, że szpital we wskazaniach nakazał całodobowe monitorowanie ekg, bo w każdej chwili serce może stanąć, dalej rozmowa z siostrą oddziałową o ewentualnym leczeniu w razie rozwinięcia się przyniesionych ze szpitala zakażeń. Następnie dopełnienie formalności. Po wizycie szybkie sprawunki, by zaspokoić potrzeby taty w ośrodku.
Nie zdążyłyśmy dostarczyć rzeczy. W środę o ósmej rano otrzymałam wiadomość, że tata odszedł.
Pustka.
Nie wiem, z czym jeszcze przyjdzie mi się mierzyć. Dziś – na podstawie aktu zgonu – poprosiłam bank taty o zamknięcie konta. Dla przyzwoitości zapytałam, czy wszystko w porządku (rano tata miał na koncie kilka groszy na plusie), pani zrobiła dziwną minę i powiedziała, że nie. Według niej tata ma zobowiązania wobec banku, ale ponieważ nie jestem pełnomocnikiem (ratunku!), to ona nie może mi nic powiedzieć, będzie się ze mną kontaktować centrala. Zauważę tylko, że przez 7 tygodni bank ani słowem nie pisnął, że czegoś od taty oczekuje. Komisja Nadzoru Finansowego, do której wcześniej się zwracałam w sprawie postępowania innego banku, zgodziła się ze mną, że opisywana sytuacja jest wyjątkowa, będzie w sprawie interweniować.
Natalia
rosa