Nie przesadzać ze świętością. Jan Henryk Dąbrowski (1755-1818)

 

Prof. Dariusz Łukasiewicz - autor artykułu

Prof. Dariusz Łukasiewicz – autor artykułu

W czerwcu 2018 roku mija dwieście lat od śmierci naszego wielkopolskiego bohatera z narodowego hymnu, Jana Henryka Dąbrowskiego, znanego z założenia legionów polskich we Włoszech. Formacje te powstały w 1797 r. u boku republiki francuskiej, której armią w Italii dowodził generał Napoleon Bonaparte.

Kult narodowych bohaterów wywodzi się z wcześniejszego kultu świętych Kościoła Katolickiego, których biografie stanowiły przedmiot zainteresowania i czci wielkich i maluczkich. Hagiografia, to dziedzina teologii, zajmująca się kultem świętych. W kulturze świeckiej określenie „hagiografia” i  „żywoty świętych” nabrało pejoratywnego znaczenia wyidealizowanego i bajkowego obrazu życia.  Wielkim bohaterom narodowym towarzyszy więc z reguły legenda „biała”, czyli przesadna idealizacja, ale i stanowiąca drugą stronę medalu legenda „czarna”. Urabiane one są przez zwolenników i przeciwników politycznych. Walka mitów Lecha Wałęsy i Lecha Kaczyńskiego, to nic nowego. Tak też było w wypadku życiorysu Jana Henryka Dąbrowskiego, ale i Tadeusza Kościuszki, czy księcia Józefa Poniatowskiego, bratanka ostatniego króla.

Najwięksi bohaterowie mieli też największych krytyków, odbrązawiaczy i kontestatorów, przypisujących im wszelkie możliwe występki i zbrodnie. Słynny i do dzisiaj cytowany dziewiętnastowieczny historyk warszawski – Tadeusz Korzon był autorem pomnikowej i heroicznej biografii Tadeusza Kościuszki z 1894 r. Jana Henryka Dąbrowskiego jednak nie lubił i uważał za zdrajcę, rzekomego miernotę, ewentualnego Niemca, jakoby skorumpowanego, łasego na pieniądze karierowicza i kondotiera, a więc najemnika. Wiązanie – jak Dąbrowski – sprawy kraju z losami Napoleona uważał Korzon za ciężki, a nawet śmiertelny grzech. Maria Kwilecka w 1904 roku pisała w liście do biografa wodza legionów (1904), profesora Adama Skałkowskiego: „nie raz słyszałam, że on bardzo dobry interes zrobił na patriotyzmie, bo zyskał majątek i stanowisko, którego nie miał… wielu z wyższych sfer arystokracji ma go za kondotiera i rodzaj awanturnika, któremu się udało.” (rękopis w bibliotece UAM) Tymi opowieściami nie należy się przesadnie przejmować. Kto nie jest czasem oskarżany przez tych, czy owych o zdradę, po prostu w życiu publicznym się nie liczy i jest zerem. Tadeusz Kościuszko zdrajcą być więc miał z powodu przysięgi na wierność złożonej carowi, przed wypuszczeniem z niewoli i z powodu wzięcia od niego pieniędzy. Także książę Józef Poniatowski bardzo się nie podobał nie tylko, bo miał nieślubne dzieci, ale także, ponieważ brał pieniądze od wszystkich, którzy byli w pobliżu i chcieli dawać, w tym od Prusaków i od Napoleona i od króla Stasia. A i tak tonął w długach, mimo że miał dużo starszą od siebie kochankę, która bardzo roztropnie pilnowała jego finansów. No więc oskarżenia wobec Jana Henryk Dąbrowskiego nie były niczym nadzwyczajnym.

Odwrotnie niż Korzon myślał autor biografii wodza legionów – poznański historyk Adam Skałkowski. Był on nawet zdania, że w panteonie bohaterów narodowych, to właśnie Dąbrowskiemu przyznać trzeba pierwszeństwo. Tadeusz Kościuszko był reprezentantem beznadziejnej i nieracjonalnej drogi powstańczej. Zupełnie inaczej postać Jana Henryka Dąbrowskiego, który stanowi przykład fachowości zawodowego oficera, praktyka z saskiej armii i działania człowieka obliczalnego, a także kalkującego szansę sukcesu. Był to też wybór jedynej sensownej drogi odzyskania przez Polskę niepodległości: z pomocą zbrojną silnego zachodniego sojusznika, a więc w powiązaniu z interesami Francji. Historia w ostateczności przyznała Skałkowskiemu rację w roku 1918 i w 1944 i w 1989.

Również jednak życiorys Dąbrowskiego nie jest biografią świętego i pełno w nim skomplikowanych momentów. Bohater narodowego hymnu miał typowe dla elit tego czasu niepolskie korzenie, które bardzo nie podobają się nacjonalistom. Tak jak Józef Poniatowski pochodził z etnicznie hybrydowej austriackiej arystokracji, tak Dąbrowski był Niemcem po matce. Urodziła się ona w oficerskiej rodzinie von Lettow. Lettowowie wywodzili się z Pomorza Gdańskiego i byli kalwinami, a więc herezja na dokładkę. Zofia Maria Lettow wyszła za Jana Michała Dąbrowskiego, porucznika saskich szwoleżerów, pochodzącego z lubelskiego. Synowie mieli być wychowywani w wierze ojca, córki w wierze matki. W wieku 14 lat Jan Henryk rozpoczął służbę w szwoleżerach ks. Albrechta. Ożenił się w 1780 roku z piękną Niemką,  córką zaprzyjaźnionego z jego Ojcem pułkownika Gustawa Leopolda von Rachel, Gustawą Henryką, nazywaną Lili. Także tutaj zgodnie z umową przedślubną synowie wychowywani być mieli w wierze katolickiej, a córki protestanckiej. Fascynował się niemiecką poezją i sam pisywał wiersze w tym języku. Wiersze miłosne pisane przez siebie w języku niemieckim wplatał w listy do ukochanej. Dzięki wpływom wojskowym rodziny żony Jan Henryk został porucznikiem gwardii przybocznej w Dreźnie. Dwunastoletni okres pobytu w tym mieście był szczególnie ważny – wykształcił w Dąbrowskim pewien typ kultury, nowoczesny, mieszczański, oparty na oświeceniu niemieckim. Prowincjonalna szlachcianka Lili dała się jednak wciągnąć w wielkopański świat Drezna i prowadzili z mężem dom nad stan i ponad możliwości finansowe Jana Henryka, co prowadziło Dąbrowskich do coraz większych długów. Życie Pańskie ponad stan było częstym zjawiskiem w tych czasach. Młody oficer używał życia dworskiego i na salonach cieszył się wielkim powodzeniem wśród dam, nawet saska infantka miała się wyrażać o nim z wielkim zainteresowaniem. Jak dalece to powodzenie i zainteresowanie sięgało, trudno powiedzieć. Sam Dąbrowski w najbardziej krytycznym momencie kampanii zimowej 1812 r. przy przeprawie przez Berezynę w rozmowie z saskim generałem Thielmanem na odchodne prosił „kłaniać się od Dąbrowskiego ładnym panienkom w Saksonii”. Przez te długie lata nie miał w ogóle okazji mówić po polsku, chyba, że z siostrą Ludwiką. Jak pisze biograf, Jan Pachoński: „W domu Dąbrowskich pod wpływem Lili panowała atmosfera niemiecka. Dzieci po polsku mówić nie umiały. Jan Michał nauczył się dopiero w legionach języka polskiego, a Karolina mówiąca biegle paru językami, nie umiała się porozumieć po polsku.”  

Gdy w dobie Sejmu Wielkiego szlachta niechętnie postanowiła ratować kraj przed ostatecznym rozbiorem i powiększyć armię do 100 tys., zaczęto się po Europie rozglądać za oficerami Polakami i w modernizujące się armii polskiej, zarezerwowano 1/3 etatów dla oficerów z armii obcych. Jan Henryk Dąbrowski jako wyróżniający się Polak i oficer saski z 20-letnim stażem otrzymał zaproszenie. Do jego zatrudnienia przyczynił się polski oficer Michał Sokolnicki, który zapisał po odwiedzinach Drezna, że Dąbrowski to „jeden z najuczeńszych i najwybitniejszych oficerów armii saskiej”. Sam król Stanisław August pisał do księcia Józefa: „Jest Polak, nazwiskiem Dąbrowski, który opuszcza służbę saską majora kawalerii, w której tak powszechne zyskał uznanie, że od dawna pragnąłem go pozyskać.(…) Uważam, że zasłużył na wyższą rangę.” Dąbrowski cieszył się z reform i zmian w Polsce, a problemy własnej rodziny wymuszały konkretne decyzje. Duży rozrost armii polskiej, jej powiększenie do 100 tys. i trwające od dawna redukcje armii saskiej zachęcały do wyjazdu. Najbardziej decyzję przyśpieszyły koszmarne długi. Lili była wprawdzie bardzo przeciwna emigracji do Polski, ale zmieniła zdanie, kiedy wierzyciele zajęli Dąbrowskim meble. Na dokładkę wuj żony, pułkownik gwardii i kawaler Klipphausen wedle opinii całej rodziny oszalał. Na łożu śmierci poślubił chłopkę, którą brał sobie wcześniej do łóżka i miał z nią dwóch nieślubnych synów. Teraz zapragnął ożenku i zapisał im cały majątek. W ten sposób oczekujący na ratujący go z kłopotów finansowych spadek Jan Henryk musiał obejść się smakiem i myśleć praktycznie.

W Polsce wyznaczony został na wicebrygadiera pierwszej Wielkopolskiej Brygady Kawalerii Narodowej. Dowódcą Dąbrowskiego był Antoni Madaliński, barski konfederat, awansowany w braku oficerów szybko i niezasłużenie podczas reform armii z porucznika na generała. Sarmata typu staroszlacheckiego Madaliński Dąbrowskiego nie lubił i uważał za obcego, wprowadzającego do Polski „niemieckie porządki”. Jan Henryk wzajemnie, miał go z kolei za dyletanta i sarmackiego warchoła. Według działającego w tym środowisku w czasie insurekcji generała Rymkiewicza „Madaliński idąc za starymi zwyczajami, a pełen będąc przesądów, żadnych nie chciał nowości, czyli odmian, mając one za wymysły niemieckie. Stąd między nimi zawsze pewna niechęć i nienawiść.” Przed insurekcją Dąbrowski uważany za obcego i Niemca, pozostał poza spiskiem powstańczym, w którym był Madaliński i uważany był przez swego dowódcę za zdrajcę. Miał problemy z zasymilowaniem się z powodu niemieckich zwyczajów, kiepskiej polszczyzny i posługiwania się niemieckimi komendami.

Po wybuchu powstania 1794 r. Jan Henryk ruszył do  Warszawy, aby przyłączyć się do powstania, gdzie przy moście praskim oczekiwali nań uprzedzeni o jego przybyciu żołnierze, delegowani przez władze, którzy aresztowali go, jako zdrajcę i wroga Polski. Wokół pełno było gapiów: „Lud uprzedzony otaczał go  nienawiścią; jak zwykle w rewolucji, do której gmin ciemny należy, dosyć aby jeden intrygant krzyknął – zdrada! Już tłuszcza wyrok pisze. Poprowadzono Dąbrowskiego przed sąd, w którego skład wchodził jednak przyjazny mu Józef Wybicki.” Wybicki zwrócił uwagę, że Madaliński był uprzedzony do Dąbrowskiego, uważał  za Niemca i nie poinformował wcale o spisku, także Jan Henryk miał prawo być całkowicie zdezorientowany. Wybicki wspomina: „Przemówiłem śmiało do tłumu, że chcąc pokonać nieprzyjaciela, trzeba nam szanować wojskowych i że na jednostronne zaskarżenie oficera z talentami i charakterem nie można nagle potępiać.”

Niemniej Dąbrowski traktowany był nadal z dystansem i użyto go początkowo tylko do dowodzenia na drugorzędnym kierunku walki. Wszyscy też wiedzieli o jego problemach finansowych i aby opędził się z najpilniejszych długów Tadeusz Kościuszko przekazał mu dużą sumę 6000 złotych, które miał mieć pod starostwo przekazane po insurekcji za zasługi dla kraju. Jan Henryk Dąbrowski wyznaczony też został teraz do przeprowadzenia rajdu do zaboru pruskiego i wzniecenia powstania w Wielkopolsce, gdzie miał dowodzić samodzielnie. Zakończyło się ono sporym sukcesem. Skorzystano z okazji, że część armii pruskiej zaangażowana była do oblężenia Warszawy, a reszta znajdowała się nad Renem, aby walczyć z rewolucyjną Francją. Głośne stało się zdobycie na Prusakach Bydgoszczy. Atakując na Bydgoszcz, dla zmylenia przeciwnika wysłał oddział do Poznania, robiąc wokół jego marszu dużo hałasu i odwracając uwagę wroga od swojej akcji. Prowadził wojnę błyskawiczną, atakując niespodziewanie podzielone siły przeciwnika i na małą skalę odnosząc sukcesy. Powstanie kościuszkowskie odniosło klęskę, ale zmusiło Prusaków do wycofania swych wojsk z Francji i uratowało francuską republikę. Gdy po maciejowickiej klęsce Kościuszki i po upadku Warszawy armia Polska znajdowała się w rozsypce, Dąbrowski przez cały czas trzymał dyscyplinę żelazną ręką. Wobec ogólnego chaosu na własną rękę rozpoczął pertraktacje z Prusakami, co wrogowie będą mu potem wypominać. Ostatecznie grupa generałów z Janem Henrykiem, której pozostawiono broń została pod rosyjską eskortą odwieziona do Warszawy. Tam Dąbrowski podpisał dla cara rewers, w którym przysięgał, że po zwolnieniu z niewoli nie będzie walczył przeciwko Rosji. Generał wziął ze sobą z kwatery powstańczego dowództwa porzucone asygnaty powstańcze, które wszyscy uznali za śmieci bez wartości. Okazało się, że miał rację, były warte jeszcze 5% nominału i udało mu się zgarnąć za nie sporą sumkę 1000 dukatów. Po powstaniu znalazł się zupełnie bez środków utrzymania z żoną i dziećmi i te pieniądze pozwoliły mu przetrwać. Nawet więcej, bo wspierał dzięki nim zubożałych kolegów, a nawet finansował wysyłanie kurierów na emigracje.

Zarówno Rosjanie, jak i Prusacy ofiarowali mu stopień generała porucznika, czego innym nie proponowali. Cieszył się najwyższymi względami Suworowa. W 1796 r. Jan Henryk w mundurze generalskim polskiej armii przyjęty został na godzinną rozmowę u Hohenzollerna, Fryderyka Wilhelma II. Ten proponował mu stanowisko w swojej armii, a Dąbrowski zachęcał go do stanięcia na czele Polaków i objęcia tronu polskiego. Hohenzollern łaskawie zapewnił, że jak tylko będzie to możliwe zrobi wszystko, aby uszczęśliwić Polaków. Na tych frazesach poprzestano.

Dzieło legionowe powstać mogło tylko w oparciu o republikańską, a potem napoleońską Francję, która prowadziła wojnę z rozbiorcami Polski. Tam też podjął działania Dąbrowski. Generał wykazał się przy tym znakomitymi zdolnościami organizacyjnymi i dowódczymi oraz wielką pracowitością. Problemów było co nie miara, przede wszystkim właściwych dla chodzącej i przemierzającej setki kilometrów pieszo. W tej epoce wojny wygrywał ten, kto miał lepsze buty. Żołnierz miał ich zwykle dwie pary. Legiony powstały z wziętych do niewoli galicyjskich Polaków z armii austriackiej.

Także na emigracji ciągnęła się za Dąbrowskim niechętna i nienawistna mu opinia, powielana przez wrogów. W Paryżu i w legiach nie brakowało rozmaitych kreatur, karierowiczów i donosicieli. Józef Wybicki oskarżany był o wszelkie możliwe szalbierstwa, przede wszystkim zdradę na rzecz Prus i o interesowność. Nic nowego. Napoleon chciał Polakom pomóc, ale interesy Francji były na pierwszym miejscu. Po zwarciu pokoju europejskiego sprawa polska poszła więc znowu w odstawkę i Polaków wysłano do kolonii do tłumienia powstania czarnych niewolników. Dąbrowski uważał, że należy przeczekać trudny okres i wyglądać nowej wojny i okazji dla Polski, co się stało w roku 1806, kiedy generał Jan Henryk Dąbrowski uczestniczył z sukcesem w wojnie z Prusami i wkroczył do Poznania, a potem uczestniczył w odbudowie niepodległej Polski i kolejnych wojnach z wrogami kraju.

W Poznaniu na ratuszu wydano na jego cześć bal, podczas którego 52-letni generał poznał 24-letnią Barbarę Chłapowską, córkę podczaszego wschowskiego, posła na Sejm Czteroletni. „Wysoka, smukła, jasnowłosa, o nieprzeciętnej urodzie, z dużymi wymownymi oczyma” – otoczona była rojem wielbicieli i miała znaczny posag, pisał o niej pamiętnikarz. Pierwsza żona Dąbrowskiego w tym czasie nie żyła już od trzech lat. Podczas pierwszego spotkania w poznańskim ratuszu Basia prosiła Dąbrowskiego, aby postarał się o zwolnienie jej brata z pruskiej niewoli: „Imię brata zapisałem w pugilaresie, a Asińdźki w sercu.” – odpowiedział Jan Henryk. Po kilku tygodniach generał podjechał pod dwór Chłapowskich w Śmiglu, prowadząc ze sobą zwolnionego z niewoli młodego Chłapowskiego. Do Ojca Barbary zwrócił się: „Panie podczaszy – oddaje Ci syna, a proszę o córkę.” Wielkopolanin Kazimierz Turno pisał: „Wszyscy mieliśmy łzy w oczach, kiedy okryty siwizną i sławą narodową Dąbrowski ukląkł i prosił Barbarę o rękę.” Generał o wybrance serca twierdził, że ma jeszcze „pstro w głowie”, ale oświadczyny przyjęła. Małżeństwo zawarte zostało w poznańskiej katedrze 5.11.1807 r. i było bardzo udane.

Autor: Dariusz Łukasiewicz