Nic za darmo, za złotówkę!

torbaDaliśmy się z mężem zaprosić na spotkanie, podczas którego miał być promowany cudowny sprzęt do masażu. Miły głos w telefonie przekonywał, że akurat nas wybrano w okolicy, że będzie to ciekawe spotkanie, nic nie stracimy, możemy jedynie zyskać – prócz skorzystania z oferty, otrzymamy polary, jeżeli pojawimy się razem, weźmiemy udział w losowaniu drobnego sprzętu gospodarstwa domowego. Każdy los (otrzymaliśmy kupony) wygrywa…

Zdecydowaliśmy się wybrać na spotkanie, ponieważ zaplanowano je w restauracji, której wnętrze od dawna chcieliśmy poznać, a nigdy nie było ku temu okazji, oraz z racji, że nigdy nie braliśmy udziału w tego rodzaju przedsięwzięciach. To było naprawdę niezwykłe  doświadczenie. Nie wiem, czy kiedyś wcześniej uczestniczyliśmy w takim show. Spotkanie prowadził niespełna trzydziestoletni mężczyzna (przynajmniej taki wiek deklarował), towarzyszyły mu dwie młode kobiety i dwóch mężczyzn. Blisko godzinę zachwalano sprzęt do masażu, goście spotkanie (blisko 50 osób) w siedmioosobowych grupach testowali maty do masażu kamieniami nefrytowymi. Powiedziano też nieco o poduszce do masażu, ‘lisku’ na szyję, który świetnie sprawdza się w podróży, przedstawiono filtr do wody i komplet garnków z termometrem, które mają wejść na rynek polski dopiero w styczniu! Nie padło ani słowo na temat cen. Mieliśmy z mężem dobrą zabawę, obstawialiśmy ceny kolejnych produktów, nasze propozycje jednak były sporo niższe od tych, które później poznaliśmy. Trzeba zwrócić uwagę, że nie wszyscy zgromadzeni dowiedzieli się, jaka jest cena maty do masażu (ona, jak się później okazało, była przedmiotem faktycznej promocji). Spośród wszystkich wybrano tych, którzy poprzez podniesienie ręki dali znać, że są zainteresowani bliższym poznaniem produktu. W ten sposób szybko trafiliśmy do stoliczka obok i w ekspresowym tempie przedstawiono nam jeszcze raz cechy maty oraz powiedziano, że w normalnej sprzedaży kosztuje ona prawie 5.000 złotych, ale cena na dziś, dla nas to 3.999. Oczywiście możemy kupić matę na raty po 240 zł na 24 miesiące lub 140 zł na 36 m-cy. Niesamowita okazja! Bałam się, że dostanę ataku śmiechu. Udało się, byliśmy z mężem bardzo poważni, chcieliśmy dobrnąć do końca doświadczenia. Zajęło nam to 2,5 godziny.

W wolnej chwili sprawdziliśmy cenę cudownej maty do masażu w sieci – 3.700 zł. Pomyśleliśmy: no dobrze, ci ludzie tu przyszli z własnej woli, nie ma problemu, jeżeli chcą kupić drożej, ich sprawa. Ale tu nie chodziło o zwykłą sprzedaż. Muszę przyznać, że sama się w tym pogubiłam. W pewnym momencie, już w drugiej części spotkania, gdy prowadzący tłumaczył zasady losowania prezentów – okazało się, że przygotowano dla nas wyjątkową ofertę i 5 osób spośród grona ma szansę wygrać: tysiąc złotych, matę do masażu i rewelacyjną patelnię, nie! nagle okazało się, że cały komplet garnków plus zaproszenie na spotkanie promocyjne w styczniu, które odbędzie się w Kaliszu – zapytałam męża, czy ogarnia, bo ja już nie bardzo to pojmuję. ‘Marysia’ wylosowała pięć kuponów, odczytano nazwiska, było wiele radości. Wcześniej zapowiedziano (zresztą przez cały czas wykorzystywano zabiegi, by podgrzać atmosferę), że to wszystko będzie w nagrodę, ale nie za darmo, bo przecież nie ma nic za darmo. Będzie to za… 1 zł! Zwycięzcy zostali zaproszeni do stolików na obrzeżach sali i coś im tłumaczono. Po ustaleniach szybko wychodzili. Kątem ucha udało nam się wychwycić strzępki zdań: zdolność kredytowa, raty, okazja, umowa… Udało się nam ustalić, że szczęśliwcy byli proszeni o wyjście z sali, nie mieli dzielić się z innymi tym, co usłyszeli przy stoliku. Raz po raz dało się słyszeć: brawo, mamy kolejną rezerwację sprzętu!

Zaczęłam się cieszyć, że nie mieliśmy szczęścia i nic nie wygraliśmy. Nie wiem, jak postąpilibyśmy w sytuacji ‘wygranej’. Oczywiście nie dalibyśmy się wmanewrować w cokolwiek na raty, podpisać żadnej umowy. Zapewne jednak spotkanie nie skończyłoby się przyjemnie. Nie lubimy, gdy się nas oszukuje. I to w tak perfidny sposób.

Były jeszcze dodatkowe losowania, o których już wspominać nie będę. Warto zauważyć, że każde kolejne losowanie nagród robiło coraz większą wodę z mózgu zgromadzonym.  Show był przedni, prowadzący naprawdę zasługuje na pochwałę. Podziwiam to, w jaki sposób konstruował grupy, do których miała dotrzeć oferta, jak odsiewał tych, którzy nie byli cenni dla sprzedawców, jak zgrabnie pozbywał się tych, którzy poznali już ofertę i skorzystali z niej lub nie. Mistrzostwo świata!

Pocieszające jest to, że spora część zgromadzonych – i co warte podkreślenia – seniorów traktowała oferty z przymrużeniem oka (siedząc obok staruszka rzuciła do nas: frajerzy! kupiłam garnki w Internecie za 450 złoty, a ci mi tu wciskają za 4.000!). Można było zauważyć, że gości dobrano według klucza: osoby w starszym wieku, nawet podeszłym, z małych miejscowości (w naszym przypadku był to niewypał, ponieważ jesteśmy napływowymi mieszkańcami wsi, ale numer telefonu odziedziczyliśmy po poprzedniej właścicielce – staruszce).

Przykre jest to, że kilka osób wyszło z tej sali z produktami, których zakup z całą pewnością przekracza ich możliwości finansowe. Jestem ciekawa, ile będą musieli zapłacić za to, że ‘otrzymali’ cudowną matę do masażu, gotówkę i zestaw garnków. Widziałam minę jednego pana, który zachęcany był do złożenia podpisu pod umową.

Do domu wróciliśmy z dwiema sztukami odzieży aktywnej chińskiej produkcji w nieokreślonym rozmiarze (miał być polar ;-). Odbierając prezent chciałam powiedzieć prowadzącemu prezentację, że jestem wdzięczna za materiał badawczy do pracy naukowej, odstąpiłam jednak od pomysłu, by nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje.

Magdalena Zdrowicka-Wawrzyniak